Pisząc książkę dotknęłam nie chcący, a właściwie bardzo chcący, słuszniej byłoby to nazwać niezamierzenie, mnóstwa różnych tematów. Dziś chciałabym jeden z nich poruszyć tu.
I powiem dlaczego.
Jestem dziś dowodem na to, że można całe życie chcieć zostać mamą i wreszcie tego doczekać. Inni mówią, że lepiej późno niż wcale. Jeszcze ktoś może sobie wyobraża, że nie miałam czasu wcześniej, że inne rzeczy były ważniejsze. What ever. Wartość kobiety, gdy staje się matką wzrasta, a kobiety która nie może mieć dzieci…no właśnie. Kult matki jest zjawiskiem wszechobecnym. Wspaniale, nie prawda ż? Ja pisząc, zrozumiałam, że ta cała litania o miłości do dzieci i macierzyństwa może być cholernie bolesna i nie taktowana dla tych, którzy nie chcą zostać rodzicami. Tak, właśnie, nie NIE MOGĄ, tylko NIE CHCĄ.
Tak, są kobiety, które nie chcą mieć dzieci. Mają prawo. Są też mężczyźni, których rola ojca napawa lękiem do tego stopnia, że nie wyobrażają sobie, by sami mogli nimi zostać. Mają prawo. Są osoby, które doświadczyły tak dużo przemocy czy złych emocji w swoim dzieciństwie, że świadomie nie chcą „fundować“ potomstwu swoich traum. Żyjemy w społeczeństwie, w którym wciąż funkcjonuje i ma się całkiem dobrze mit supermatki. Tymczasem dużo kobiet „spowiada się“ przed swoimi terapeutami z agresywnych myśli, które pojawiają się w ich głowach nad kołyskami dzieci lub leczą się z depresji poporodowych, które nie chcą minąć. Winą za „niepełnosprawność macierzyńską lub tacierzyńską“, za bycie wyrodnym rodzicem obarczają siebie, i tak koło się zamyka. Przyjęło się twierdzić, że rodzicielstwo jest cudem, darem niebios, szczęściem, emocjonalnym spełnieniem i dopełnieniem. A co, jeśli staje się inaczej? Gdy kobieta odkrywa, że to nie jest rola dla niej, że nie spełnia się jako matka. Karmienie piersią jest bolesną męką, płacz dziecka po nocach irytuje i stresuje, a macierzyństwo to ciąg upokorzeń, frustracji i obezwładniającego poczucia, że „nigdy już nie będzie tak samo“. Co ósma kobieta w Polsce choruje na depresję poporodową, a tzw. „baby blues“ dotyka nawet 80 %. Na depresję cierpi także 10-20 % ojców. Skala jest ogromna!
Ciemne strony macierzyństwa i tacierzyństwa raczej się przemilcza,
a „wyrodni rodzicie“ cierpią samotnie albo w gabinetach psychiatrów. Czasem ktoś znany zdobywa się na odwagę. „Rośnie mój brzuch, rośnie mój strach…”, pisała izraelska autorka Elif Shafak w autobiograficznej książce pt. „Czarne mleko”. W Polsce o macierzyństwie bez lukru pisała Joanna Woźniczko-Czeczott w książce „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”.
Rodzicielskie realia to zmęczenie, niedosypianie, frustrująca konieczność rezygnacji z siebie i swoich przyjemności. To się oficjalnie przemilcza, ale wystarczy zajrzeć na fora internetowe, by zobaczyć skalę! Kilka cytatów:
Macierzyństwo zabija wolność, radość, poczucie wartości i kobiecości.
Z każdym dniem jest coraz gorzej. To poczucie, że jest się nikim.
Życie staje się koszmarem i poczekalnią.
Uśmiech dziecka nic nie wynagradza.
Współczuję spodziewającym się dzieci, jeszcze nie wiedzą, co ich czeka.
Rozstępy, odrosty, dosypianie po kątach – to tylko wierzchołek góry lodowej. Zaropiałe i pogryzione sutki, bóle od nawału pokarmu – to kolejne uroki macierzyństwa. Do tego wszystkiego bezsilność, bezradność, łzy na poduszce.
W końcu: odkrycie, że dziecko, które miało uratować związek, jest jego kolejną przeszkodą. No i ten brak zrozumienia przez najbliższych: „Jak możesz? Wstydź się takich myśli!“. Stąd już tylko krok do depresji i to nie tylko kobiet, ale i mężczyzn, o czym mówi się znacznie rzadziej.
Idźmy jeszcze dalej. Zdarza się, że ktoś pęknie i publicznie stwierdzi, że ma ochotę oddać, porzucić, że sobie nie radzi. Możecie sobie wyobrazić, co go czeka? Lincz. Wystarczy tylko wpuścić taką wiadomość na anonimowe fora. Wtedy wyrodny rodzic dowie się, w jakich mękach powinien umierać, jakim jest ścierwem i do czego powinna służyć każda część jego marnego ciała. Tymczasem takie osoby potrzebują pomocy specjalistów, wsparcia, by móc czerpać siłę, która jest im potrzebna.
Jeden z blogerów, doradca życiowy – Krzysztof Banek – opowiada
na swoim blogu o tym, że wysoce wymagający model macierzyństwa
zniechęca, a niemożność przyznania się do zmęczenia
i słabości, rodzi lęk przed podjęciem się tej ważnej roli. „To, co kiedyś
traktowano jak tajemnicę, dar natury i błogosławieństwo, dla
wielu stało się głównie ciężarem i brzemieniem. I to dosłownie.
Ciekawe, że w języku polskim, słowo „ciąża” wywodzi się od „ciążyć”
i „ciężar”. Z kolei słowo „brzemienność” pochodzi od „brzemię”,
co definiuje się jako coś, co jest trudne do zniesienia. To bardzo
wymowne”.
Zauważmy, że kobiety coraz częściej uświadamiają sobie swoje
potrzeby, wyłamują się z modelu Matki Polki, rezygnują z macierzyństwa.
Jest to świadoma, dojrzała, przemyślana decyzja o tym,
że można żyć po swojemu, na przykład poświęcić się pracy naukowej,
działalności charytatywnej. Wiele kobiet rezygnuje z macierzyństwa,
by nie cierpieć…. Decyzja o nieposiadaniu potomstwa
powinna być traktowana z szacunkiem. Takie osoby, podobnie jak
rodzice, miewają lepsze i gorsze chwile. Czasami żałują swojej decyzji,
czasami marzą, by cofnąć czas. Bez względu na to, jakie były
i są ich pobudki, nikt z nas nie ma prawa ich oceniać, nie siedzimy
w ich głowie, sercu, trzewiach. Szacunek.
I jestem najdalej od tego, by namawiać na macierzyństwo wtedy, gdy ktoś nie jest na to gotów. Mało tego, wiem już tyle rzeczy o tym, jak wpływa na życie dziecka stosunek jego rodziców do niego w dzieciństwie, w łonie matki, a nawet długo przed! To wszystko przerabiamy jako dorosłe osoby bardzo ciężko, a wystarczy świadomość, że tak jest. Właśnie tę cenną wiedzę oraz jak sobie z nią poradzić chcemy donieść do jak największej liczby osób, z którymi zamierzamy pracować, bo to może uwolnić od bólu mnóstwo dzieci, a co za tym idzie potem dorosłych. Mało tego, przepracowanie tej kwestii bardzo często powoduje inne patrzenie na świat i rodzicielstwo.
Osobiście znam ludzi którzy drastycznie zmienili swoje decyzje o nieposiadaniu dzieci. Jedną z nich jest moja przyjaciółka. Jej córeczka, która się urodziła po zmianie tej decyzji, jej moją córką chrzestną. Wierzę w to, że nasze przekonania są podyktowane okolicznościami. Dlatego się rodzą, trwają i zmieniają się również pod wpływem okoliczności. To jest sprawą umysłu. Gdy chcemy usłyszeć swoją duszę – najczęściej czeka nas dużo pracy nad sobą. W tym bardzo pomagają spotkania : na warsztatach, z książką, a czasem z przypadkowym człowiekiem. I wiele osób wierzy, że takie osoby są naszymi aniołami w postaci ludzkiej. Z serca życzę każdemu z nas usłyszeć swoją duszę i spotykać jak najwięcej aniołów po drodze.